sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 3 - "Szarooki Cień"


Rinril otworzył szeroko oczy i rozejrzał się dookoła. Rozczarowanie coraz bardziej uciskało jego niewielką czaszkę. Spoglądał właśnie na cztery ściany, należące, może inaczej, które miały należeć tylko do niego. Gorzka prawda była inna. Dostał uroczego, denerwującego współlokatora, o pięknych, jasnoniebieskich loczkach i twarzy tak fałszywej, przynajmniej według niego, że nie mógł go polubić.

-Witaj, nazywam się Kari.- Przedstawił się uprzejmie niewysoki chłopak.

Rinril zamrugał kilka razy, spoglądając na… Żywiołaka? Skórę posiadał błękitną, włosy również… Polegał wyłącznie na przeczuciach, jakoś nigdy nie uczył się specjalnie ras, ani… Niczego innego. Nigdzie mu się nie śpieszyło. Zrobił głupią minę i odchrząknął.

-Rinril.- Przedstawił się i podał rękę nowopoznanemu koledze. Powtórnie rozejrzał się po pokoju. Pomieszczenie było niewielkie. Na środku ustawiono dwa łóżka, zakryte kraciastym kocem, w rogu stał niewielki stolik, a koło niego dwa krzesła, niedaleko stamtąd była szafka. Elf westchnął, przeznaczona pewnie na tony książek, które będzie musiał przeczytać przez te sześć, strasznych lat.

-Jesteś na pierwszym roku?- Zapytał uprzejmie niebieskowłosy.- Nie widziałem cię wcześniej na spotkaniu…

Rinril przez chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć. Korciło go, by kazać mu się wynosić, ale ugryzł się w język. To miał być jego pokój! Spojrzał na uśmiechniętą od ucha, do ucha twarz współlokatora. Bezczelny, fałszywy pasożyt bez pohamowań!

-Nie wiem, czemu…- Odparł, siląc się na delikatny uśmiech.- Do zobaczenia.- Szepnął jeszcze i pospiesznym krokiem ruszył w kierunku wyjścia. Stanął na korytarzu z głupią miną. Musiał znaleźć Remiego, by mu się wyżalić…

 

-Nie przesadzaj.- Śmiał się rudzielec, spoglądając na oburzoną twarzyczkę najlepszego przyjaciela. Jasnowłosy opowiadał o współlokatorze, jak o klątwie.- Przecież ja też będę miał współlokatora.- Zamrugał znacząco.- Nie będą mieli z nami łatwo.- Zaśmiał się, a Rinril zmarszczył zabawnie brwi.

-Nie rozumiem.- Szepnął, jakby do siebie.

-Może jakiś niewinny żarcik na powitanie?- Zapytał Luck, przybliżając się nieznacznie do zielonookiego. Ten westchnął,  zawahał się.

-Ja… Może nie dzisiaj, już i tak.- Tłumaczył się.- Mamy już kłopoty.- Powiedział, odwracając wzrok. Wiedział, że przyjaciel zacznie się z niego śmiać.

-Panienka z ciebie.- Stwierdził Remi, udając zawiedzionego.

-Nie jestem panienką!- Krzyknął oburzony Rinril i wstał.- Przestań do mnie mówić, jakbym zawsze był gorszy!- Dodał rozżalony.- Jesteś okropny!

Luck uśmiechnął się psotnie i zamrugał znacząco. Przez chwilę spoglądał na chłopca z iskrzącą się w oczach zachętą. Jasnowłosy westchnął przeciągle.

-Dobra.- Zgodził się, przewracając oczami.- Ale tylko raz…

Musiał ulec…

 

Chłopcy śmiali się głośno, wlewając magiczny, czerwony barwnik do mydła, szamponu, oraz balsamu Kariego. Substancja przebarwiała się dopiero po jakimś czasie. Jako, że był to dopiero ich pierwszy dzień w szkole, darowali sobie poważniejsze rozboje, żeby przypadkiem nie narobić sobie od razu kłopotów. Zbliżała się cisza nocna, tym samym, współlokator Rinrila niedługo powinien iść do kąpieli. Rosalle uśmiechnął się jeszcze szerzej, już widział minę chłopaka. Usłyszeli nacisk klamki i szybko wybiegli z toalety. Rinril, dla zbicia podejrzeń zaczął gwizdać, a poplamione barwnikiem ręce schował za siebie. Remi uderzył go delikatnie łokciem, by przestał. Niebieskowłosy spojrzał na nich dziwnie i zgodnie z ich podejrzeniami, wszedł do łazienki.

 

Usłyszeli przesycony przerażeniem wrzask, kilka chwil później ujrzeli krwistoczerwonego Kariego w ręczniku. Nie hamowali śmiechu, padli na ziemie i chichotali aż do bólu… Kolorowy współlokator narzucił na siebie szlafrok i spoglądając z wyrzutem na chłopców, wybiegł. Remi był zadowolony, żywiołak zapamięta, że nie wolno podskakiwać! Rinril westchnął, uśmiechając się leciutko, potem spuścił troszkę wzrok. Nie chciał sprawić przykrości Kariemu, myślał, że będzie to wyglądało inaczej, jednak teraz nie wydawało mu się to zabawne…

 

-RINRIL ROSALLE WZYWANY DO SEKRETARIATU.- Zahuczało w głowie młodego elfa, leżącego rano w łóżku. Westchnął cierpienniczo. Wydało się?

 

Akademik oraz samą Uczelnię dzieliły metry, były zaraz koło siebie, między nimi wciśnięto niewielki dziedziniec. Tam z kolei poustawiano rzeźby założycieli, nauczycieli, dyrektorów, uczniów i wszystkiego, czego się jeszcze dało, w tym podobizny Króla krainy, najpotężniejszych stworzeń i oczywiście, nie obeszłoby się bez wykłutego w skale regulaminu, zawierającego ponad trzysta podpunktów.

-Spory głaz.- Skwitował Rinril, podążający do gabinetu drugi raz, od kiedy tu przyjechał. Szybko przemierzał korytarze, chcąc mieć już karę za sobą. Był zły na Remiego, że tylko jemu się dostanie, a Rudzielcowi wyjdzie to na sucho. Przemierzał bezkresne, nudne korytarze, aż w końcu westchnął, stając przed swoim celem. Zapukał grzecznie do drzwi sekretariatu.

-Proszę za chwilę!- Usłyszał donośny, męski głos, któremu trudno było się sprzeciwić.

Usiadł grzecznie na ławeczce obok drzwi. Tak mijały sekundy, minuty. W sumie upłynęło ich dwadzieścia, kiedy zaczął obgryzać paznokcie z nudów. Wtedy z gabinetu wydostała się pewna męska, młoda sylwetka, która przyprawiła młodziutkiego elfa o błogostan. Chłopiec otworzył z podziwu usta, w których dalej tkwił maltretowany, jak dotąd, palec. Czuł się zahipnotyzowany mężczyzną, którego ujrzał. Osobnik był wysoki, o ciężkiej kości i mocnej muskulaturze, jednak przy tym jego ciało zostawało młodzieńczo smukłe i sprężyste. Czarna, matowa tkanina opinała się na zniewalającym torsie, kontrastując z niemal białą cerą, przy okazji wywołując ślinotok u elfa. Rysy twarzy mężczyzny były niesamowicie mocne i ostre. Szczęka o kształcie kowadła i wystające kości policzkowe współgrały z dobrze zarysowanymi, wygiętymi nieco w górę brwiami, stanowiącymi oprawę dla dwojga szarych, mocno zaokrąglonych oczu. Lekko pofalowane, niesforne kosmyki włosów sięgały połowy muskularnej szyi, a ich złoty kolor był jakby zimny i wyprany z koloru. Rosalle przełknął głośno ślinę, gdy mężczyzna go minął. Wzrok tego stworzenia miał w sobie cos niebezpiecznego, co przyciągało młodziutkiego chłopca.

-Proszę do środka, panie Rosalle.- Rzekł dyrektor, karcącym głosem. Elf pokręcił głową i otrzeźwiał, wszedł posłusznie do gabinetu, dalej mając w myślach ową istotę.

 

Moje kochane, najbardziej urocze, najpiękniejsze skarby na świecie, przepraszam, jeśli zwątpiliście w kontynuację tego bloga. Absolutnie, jeśli tak się stało, nie macie racji. Zrobię wszystko, by kolejne części były jak najszybciej, jednak nic nie obiecuję, jako, że na drugim blogu rozpoczęłam część, z którą chcę jak najszybciej się uporać, zajmuje mi to sporo czasu. Bez obaw, zakazane czary są w mojej pamięci i na pewno ich nie zostawię, to mogę wam obiecać. Miłego dnia i cierpliwości

1 komentarz:

  1. Jeeej tym razem nie mam się czego czepić ;3 oby tak dalej bo blogasek fajny ;D

    OdpowiedzUsuń