-Co takie maleństwo robi tu same?-
Usłyszał lekko ochrypnięty, głęboki głos. – Szpieguje?- Spytał z kpiną
mężczyzna. Opierał się ramieniem o ścianę, do której niemal tulił się
młodziutki elf i niebezpiecznie zawisł nad chłopcem.
-Nie.- Zaprzeczał z trudem zielonooki,
niemal się dławiąc. Poczuł, jak serce skacze mu do gardła i zbladł.
-Dobrze.- Szepnął upiór, jakby z nutką
groźby i odsunął się lekko od młodzika.- Idź do pokoju, tutaj kręcą się
stworzenia gorsze, niż ja.- Zaśmiał się chłodno i jakby rozpłynął w powietrzu.
Rosalle stał nieruchomo, nie mogąc się
ruszyć. Serce łopotało mu jak oszalałe, a oddech jakby stanął w gardle i nie
chciał dotrzeć do płuc. To była zarazem najbardziej przerażająca i najpiękniejsza
chwila w jego życiu!
-Nie!- Wrzasnął Rosalle, pochylony nad
książką do alchemii.- Nie! Nie! Nie!- Powtórzył żałośnie. Nic nie rozumiał! Ani
jedno słowo z całej strony nie wydało mu się ani zrozumiałe, ani znajome.
Powoli tracił nadzieje, że przetrwa semestr.
-Ciszej.- Burknął Kari, który od
pewnego czasu próbował zasnąć. Elf zdecydowanie mu tego nie ułatwiał.- Próbuję
odpocząć.
Rinril posłał mu nieprzyjemne
spojrzenie .
-Więc cię rozczaruję, bo dzisiaj ci się
to nie uda!- Krzyknął, wracając do lektury. Zmarszczył zabawnie brwi. A czym
było, do jasnej cholery, płynne zaklęcie zaklinające wirusy magiczne?! Po co
miał się tego uczyć? Westchnął cierpienniczo, musiał nauczyć się jeszcze
zielarstwa i historii magicznej na jutrzejszy egzamin… Studium eliksirów
leczniczych? Tego terminu tez nie znał…
-Nie, ja obleje, na pewno obleje!-
Jęknął żałośnie. Zdziwił się, widząc cień pewnego osobnika na swoim biurku.
-Daj to.- Szepnął znudzony Kari.-
Pomogę ci…
Po zarwanej nocy elf nie czuł się
najlepiej. Mimo, iż Kari pomagał mu kilka godzin, Rinril dalej nie rozumiał
większości terminów i zagadnień, szczególnie ciężko szła mu alchemia, którą
znienawidził od pierwszej chwili. Nauczyciel tego przedmiotu również nie pałał
sympatią do młodzika. Uważał go za nierozgarniętego bachora. Cóż, nie można
było dogodzić wszystkim, prawda? Egzamin jak najbardziej oblał, czym był bardzo
zawiedziony. Przecież się przygotowywał! Zaczynała go martwić zaistniała
sytuacja, nie radził sobie, nawet, gdy się starał, a nie zapowiadało się na
poprawę. Musiał coś wykombinować i to szybko, za tydzień musiał się poprawiać.
Drzwi do pokoju zamknęły się z hukiem za Remim, który uśmiechał się szeroko.
-Ubieraj się.- Polecił, spoglądając z
rozbawieniem na Rosalle.
-Po co?- Burknął chłopiec, z nudów
przycinając nożyczkami koniuszki swoich jasnych włosków.
-Jak nie zostawisz tych nożyczek w
spokoju, niedługo nie zostanie ci nawet garstka włosów.- Zaśmiał się Remi,
zabierając koledze narzędzie.
-Nigdzie nie idę. Musze się uczyć.
-Nie musisz.- Pociągnął go do pionu.-
Idziemy.- Zaprowadził go na korytarz.
-Ale gdzie?- Jęknął zrezygnowany elf,
jednak posłusznie podążał za przyjacielem.
Remi zaśmiał się tylko psotnie, gdy
wyszli na dziedziniec. Im mniej wiedział Rinril, tym lepiej. Zielonooki zawahał
się, gdy zobaczył, że opuszczają teren szkoły. Stanął w miejscu.
-Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie
powiesz, gdzie idziemy!
Rinril uśmiechnął się lekko i podszedł
do przyjaciela.
-Jesteśmy w Varloht, tak?- Spytał.
Rosalle kiwnął niepewnie głową.- Więc grzechem by było z tego nie skorzystać.-
Złapał młodzika za rękę i ruszył szybkim krokiem, niemal go ciągnąc.
Prócz nieskazitelnej opinii, Varloht
posiadało też tą gorszą. Jak wiadomo, miasto zwane było stolicą magii.
Przyciągało więc wiele istot zróżnicowanych pod względem pochodzenia, które
chciały nabyć wiedzę i moc. Oczywiście, mieszanka kulturowa miała dobre strony,
takie jak łagodzenie konfliktów na tle rasowym, jak i złe, zaostrzanie takowych
konfliktów i zatracanie własnej świadomości narodowej i zasad moralnych
przynależnych do danego gatunku. A tam, gdzie nie było moralności, rodziła się
anarchia i nieład. Konsekwencją tego zjawiska było pojawianie się na Varloht
wielu niepokojących kultów, nieznanych dotąd zjawisk magicznych. Owe kulty
wspierały czarną magię, jaką posługiwały się w naturalnym środowisku głównie
upiory i inne plugawe istoty. Fascynacja rosła, a magię wykorzystywano niekiedy
w zły sposób. Dlatego w owym czasie w Varloht można było znaleźć wszystko.
Wróżbici, przekonani o swej wielkiej, czarnej mocy przepowiadali przyszłość,
zamożne domy, oferujące najlepsze usługi
erotyczne młodych, niewinnych, magicznych istot, które jednak swej magii nie
mogły użyć do obrony, ponieważ były zapieczętowane przy pomocy czarnej magii.
Miejsca spotkań towarzyskich otaczano otępiającą, ciemną aurą, która wręcz
uzależniała przychodzące tam stworzenia. To wszystko kryło się naturalnie za
nieskazitelną opinią bezpiecznego miasta, o nazwie Varloht. Oczywiście istniały
dzielnice dobre, gdzie nie można było natknąć się na niebezpieczeństwo,
przeważały nawet swoją liczebnością. Lecz kogo przyciągałaby nudna egzystencja
i rutyna, gdy parę kroków dalej można było przeżyć niezapomniane chwile?
Rinril z kolei nie miał o tym pojęcia.
Zdawał sobie sprawę z naprawdę niewielu rzeczy, a już szczególnie nie interesowało
go to przeklęte miasto. Przeklął w myślach Varloht i podreptał za Remim.
Od Autora:
Witam, Moi Drodzy. Jak widzicie,
ruszamy dalej, mimo wcześniejszych nieprzyjemności. Akcja niedługo troszkę
przyspieszy, bez obaw. Następny rozdział… Nie wiem, kiedy, zobaczymy, kiedy
zachce mi się go napisać, bo jak na razie nie ma nic. Nachodzą mnie wyrzuty
sumienia, mam wrażenie, że daje wam takie masło maślane, z którym można zrobić,
co się chce. No cóż, to chyba wyłącznie moja wina. Postaram się dać wam coś konkretniejszego,
ale musicie mnie zrozumieć. Miłego dnia.
Witaj,
OdpowiedzUsuńrozdział jest fantastyczny, coraz bardziej mnie ciekawi ten upiór, wtedy nakrył Rosalle na szpiegowaniu... Zaczyna się robić coraz ciekawie... Rinril raczej powinien trzymać się z daleka od swojego przyjaciela, bo ten cały czas go w tarapaty wpakowuje, przy czym sam wychodzi z nich cało..,. bo sądzę, że ta ich wyprawa nie skończy się tak pięknie... Czekam z niecierpliwością na następny rozdział....
Weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Remi znowu w coś wpakuje tego malucha. Najwyższy czas by ktoś dał mu nauczkę. A Rinril jak ta niemądra owieczka lezie za nim pakując się w kłopoty. Opis dzielnicy do której zmierzają zabrzmiał dość ponuro i niebezpiecznie. Zjedzą tam naszą kruszynę żywcem.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą ciekawe co ten książę upiorów kombinuje, skoro tak boi się szpiegów. Na pewno ma coś na sumieniu. Pisz szybciutko następny rozdział.
Bardzo przyjemne i dobrze rokujące opowiadanie, będę tu częściej wpadać :) Czy masz zamiar, autorko, kontynuować prowadzenie drugiego bloga? Znalazłam go wczoraj i przeczytałam wszystkie rozdziały w dwa dni. Byłoby szkoda przerwać w połowie taką wspaniałą opowieść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Midsummer
Szkoda że tak mało rozdziałów. Bardzo fajne opowiadanie, nie moge się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuń