sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 6 - "Gdzie Dobro, Tam i Zło"

A jednak jeszcze żył. Rinril Rosalle przetrwał cały tydzień na Uczelni Magicznej w Varloht. Zdążył już dostać pierwsze, porażające swą beznadziejnością stopnie. Mimo niewielkiej pracy, wkładanej w edukacje, młodziutki elf zdobył serca większości nauczycieli. Był pocieszny jak mało kto. W bibliotece nie szło mu najlepiej, doszło do kilku niewinnych zniszczeń, jeśli chodziło o zbiór starszych, sypiących się ksiąg. Rinril miał nadzieję, że nikt nie zauważy, ale smutna prawda wydała się niedługo po incydencie. Rodzice musieli zapłacić za szkody. Sam elf wolny czas spędzał w pokoju Remiego, który, jak na złość jasnowłosemu, nie dostał współlokatora. Kari rzadko odzywał się do Rosalle, ale w mniemaniu zielonookiego było coraz lepiej. Niedawno odbyli nawet krótką pogawędkę. Zakończyła się, co prawda, kłótnią, ale i tak można było to uznać za przełom. Teraz dochodziła dwudziesta pierwsza. Rinril kładł ostatnie szlify w bibliotece, niedługo kończył. Chciał już iść do siebie i odpocząć. Pozgłaszał wszystkie światła i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Powoli dreptał przez dziedziniec do akademika, wsłuchując się w śpiew ptaków, jedynej namiastki Zellenword w Varloht. Przystanął na chwile i zamknął oczy. Czułby się jak w domu, gdyby nie pochodzący z pracowni alchemicznej zapach eliksirów. Coś zakłóciło jego spokój. Usłyszał kłótnie. Męskie głosy przeplatały się między sobą, drażniąc delikatne uszka młodzika. Rinril, zrażony zachowaniem istot poszedł w kierunku, skąd dochodziły dźwięki. Otworzył oczy szeroko, a usteczka zacisnął w wąską linię, gdy zobaczył zdenerwowanego Księcia Upiorów, wyraźnie rozgniewanego na innego mężczyznę. Rinril szybko cofnął się za ścianę i wyjrzał ostrożnie. Niestety, nie mógł usłyszeć wyraźnie słów, stał i patrzył tylko na upiora. Odwrócił się na chwilę, by spojrzeć na zegar, gdy odczytał godzinę chciał z powrotem wrócić do obserwacji, jednak mężczyzn już tam nie było. Rosalle westchnął z lekkim rozczarowaniem i odwrócił się ponownie, z zamiarem powrotu do akademika. Krzyknął piskliwie i padł na ścianę, gdy zobaczył przed sobą ciemną sylwetkę Księcia.

-Co takie maleństwo robi tu same?- Usłyszał lekko ochrypnięty, głęboki głos. – Szpieguje?- Spytał z kpiną mężczyzna. Opierał się ramieniem o ścianę, do której niemal tulił się młodziutki elf i niebezpiecznie zawisł nad chłopcem.

-Nie.- Zaprzeczał z trudem zielonooki, niemal się dławiąc. Poczuł, jak serce skacze mu do gardła i zbladł.

-Dobrze.- Szepnął upiór, jakby z nutką groźby i odsunął się lekko od młodzika.- Idź do pokoju, tutaj kręcą się stworzenia gorsze, niż ja.- Zaśmiał się chłodno i jakby rozpłynął w powietrzu.

Rosalle stał nieruchomo, nie mogąc się ruszyć. Serce łopotało mu jak oszalałe, a oddech jakby stanął w gardle i nie chciał dotrzeć do płuc. To była zarazem najbardziej przerażająca i najpiękniejsza chwila w jego życiu!

 

-Nie!- Wrzasnął Rosalle, pochylony nad książką do alchemii.- Nie! Nie! Nie!- Powtórzył żałośnie. Nic nie rozumiał! Ani jedno słowo z całej strony nie wydało mu się ani zrozumiałe, ani znajome. Powoli tracił nadzieje, że przetrwa semestr.

-Ciszej.- Burknął Kari, który od pewnego czasu próbował zasnąć. Elf zdecydowanie mu tego nie ułatwiał.- Próbuję odpocząć.

Rinril posłał mu nieprzyjemne spojrzenie .

-Więc cię rozczaruję, bo dzisiaj ci się to nie uda!- Krzyknął, wracając do lektury. Zmarszczył zabawnie brwi. A czym było, do jasnej cholery, płynne zaklęcie zaklinające wirusy magiczne?! Po co miał się tego uczyć? Westchnął cierpienniczo, musiał nauczyć się jeszcze zielarstwa i historii magicznej na jutrzejszy egzamin… Studium eliksirów leczniczych? Tego terminu tez nie znał…

-Nie, ja obleje, na pewno obleje!- Jęknął żałośnie. Zdziwił się, widząc cień pewnego osobnika na swoim biurku.

-Daj to.- Szepnął znudzony Kari.- Pomogę ci…

 

Po zarwanej nocy elf nie czuł się najlepiej. Mimo, iż Kari pomagał mu kilka godzin, Rinril dalej nie rozumiał większości terminów i zagadnień, szczególnie ciężko szła mu alchemia, którą znienawidził od pierwszej chwili. Nauczyciel tego przedmiotu również nie pałał sympatią do młodzika. Uważał go za nierozgarniętego bachora. Cóż, nie można było dogodzić wszystkim, prawda? Egzamin jak najbardziej oblał, czym był bardzo zawiedziony. Przecież się przygotowywał! Zaczynała go martwić zaistniała sytuacja, nie radził sobie, nawet, gdy się starał, a nie zapowiadało się na poprawę. Musiał coś wykombinować i to szybko, za tydzień musiał się poprawiać. Drzwi do pokoju zamknęły się z hukiem za Remim, który uśmiechał się szeroko.

-Ubieraj się.- Polecił, spoglądając z rozbawieniem na Rosalle.

-Po co?- Burknął chłopiec, z nudów przycinając nożyczkami koniuszki swoich jasnych włosków.

-Jak nie zostawisz tych nożyczek w spokoju, niedługo nie zostanie ci nawet garstka włosów.- Zaśmiał się Remi, zabierając koledze narzędzie.

-Nigdzie nie idę. Musze się uczyć.

-Nie musisz.- Pociągnął go do pionu.- Idziemy.- Zaprowadził go na korytarz.

-Ale gdzie?- Jęknął zrezygnowany elf, jednak posłusznie podążał za przyjacielem.

Remi zaśmiał się tylko psotnie, gdy wyszli na dziedziniec. Im mniej wiedział Rinril, tym lepiej. Zielonooki zawahał się, gdy zobaczył, że opuszczają teren szkoły. Stanął w miejscu.

-Nie ruszę się stąd, dopóki mi nie powiesz, gdzie idziemy!

Rinril uśmiechnął się lekko i podszedł do przyjaciela.

-Jesteśmy w Varloht, tak?- Spytał. Rosalle kiwnął niepewnie głową.- Więc grzechem by było z tego nie skorzystać.- Złapał młodzika za rękę i ruszył szybkim krokiem, niemal go ciągnąc.

Prócz nieskazitelnej opinii, Varloht posiadało też tą gorszą. Jak wiadomo, miasto zwane było stolicą magii. Przyciągało więc wiele istot zróżnicowanych pod względem pochodzenia, które chciały nabyć wiedzę i moc. Oczywiście, mieszanka kulturowa miała dobre strony, takie jak łagodzenie konfliktów na tle rasowym, jak i złe, zaostrzanie takowych konfliktów i zatracanie własnej świadomości narodowej i zasad moralnych przynależnych do danego gatunku. A tam, gdzie nie było moralności, rodziła się anarchia i nieład. Konsekwencją tego zjawiska było pojawianie się na Varloht wielu niepokojących kultów, nieznanych dotąd zjawisk magicznych. Owe kulty wspierały czarną magię, jaką posługiwały się w naturalnym środowisku głównie upiory i inne plugawe istoty. Fascynacja rosła, a magię wykorzystywano niekiedy w zły sposób. Dlatego w owym czasie w Varloht można było znaleźć wszystko. Wróżbici, przekonani o swej wielkiej, czarnej mocy przepowiadali przyszłość, zamożne domy, oferujące najlepsze  usługi erotyczne młodych, niewinnych, magicznych istot, które jednak swej magii nie mogły użyć do obrony, ponieważ były zapieczętowane przy pomocy czarnej magii. Miejsca spotkań towarzyskich otaczano otępiającą, ciemną aurą, która wręcz uzależniała przychodzące tam stworzenia. To wszystko kryło się naturalnie za nieskazitelną opinią bezpiecznego miasta, o nazwie Varloht. Oczywiście istniały dzielnice dobre, gdzie nie można było natknąć się na niebezpieczeństwo, przeważały nawet swoją liczebnością. Lecz kogo przyciągałaby nudna egzystencja i rutyna, gdy parę kroków dalej można było przeżyć niezapomniane chwile?

Rinril z kolei nie miał o tym pojęcia. Zdawał sobie sprawę z naprawdę niewielu rzeczy, a już szczególnie nie interesowało go to przeklęte miasto. Przeklął w myślach Varloht i podreptał za Remim.

 

Od Autora:

Witam, Moi Drodzy. Jak widzicie, ruszamy dalej, mimo wcześniejszych nieprzyjemności. Akcja niedługo troszkę przyspieszy, bez obaw. Następny rozdział… Nie wiem, kiedy, zobaczymy, kiedy zachce mi się go napisać, bo jak na razie nie ma nic. Nachodzą mnie wyrzuty sumienia, mam wrażenie, że daje wam takie masło maślane, z którym można zrobić, co się chce. No cóż, to chyba wyłącznie moja wina. Postaram się dać wam coś konkretniejszego, ale musicie mnie zrozumieć. Miłego dnia.

4 komentarze:

  1. Witaj,
    rozdział jest fantastyczny, coraz bardziej mnie ciekawi ten upiór, wtedy nakrył Rosalle na szpiegowaniu... Zaczyna się robić coraz ciekawie... Rinril raczej powinien trzymać się z daleka od swojego przyjaciela, bo ten cały czas go w tarapaty wpakowuje, przy czym sam wychodzi z nich cało..,. bo sądzę, że ta ich wyprawa nie skończy się tak pięknie... Czekam z niecierpliwością na następny rozdział....
    Weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Remi znowu w coś wpakuje tego malucha. Najwyższy czas by ktoś dał mu nauczkę. A Rinril jak ta niemądra owieczka lezie za nim pakując się w kłopoty. Opis dzielnicy do której zmierzają zabrzmiał dość ponuro i niebezpiecznie. Zjedzą tam naszą kruszynę żywcem.
    Swoją drogą ciekawe co ten książę upiorów kombinuje, skoro tak boi się szpiegów. Na pewno ma coś na sumieniu. Pisz szybciutko następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemne i dobrze rokujące opowiadanie, będę tu częściej wpadać :) Czy masz zamiar, autorko, kontynuować prowadzenie drugiego bloga? Znalazłam go wczoraj i przeczytałam wszystkie rozdziały w dwa dni. Byłoby szkoda przerwać w połowie taką wspaniałą opowieść.

    Pozdrawiam,
    Midsummer

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda że tak mało rozdziałów. Bardzo fajne opowiadanie, nie moge się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń