Kraina Zellenword od niepamiętnych czasów
zachwycała swym naturalnym pięknem. Wysokie, niesamowicie zielone drzewa, łąki
i kolorowe krzewy, ukryte pod zawsze błękitnym, bezchmurnym sklepieniem
tworzyły jej krajobraz. Mieszkały tutaj najróżniejsze stworzenia. Występowały
centaury, krasnoludy, skrzaty, a na skrajach kontynentu dało się niekiedy
zauważyć demona, lub podobną istotę. Największą część społeczeństwa stanowiły jednak
elfy, żyjące w bezwarunkowej miłości do wszystkiego, co łączyło się z
naturą. Stały na straży swoich sadów i
wiosek. Te delikatne stworzenia były łagodne, dążyły do pokoju i przyjaźni,
zawsze były gotowe wyciągnąć rękę, jako pierwsze, uchodziły za bardzo ugodowe.
Poza jednym, małym wyjątkiem, Rinrilem Rosalle, który najwidoczniej nie miał
zamiaru ustąpić i uparcie odmawiał zabrania udziału w egzaminach wstępnych do
uczelni w Varloht. Leżał teraz w swym łóżku, jak zawsze z rana, odmawiając
modlitwę do matki natury. Przewracał się z boku na bok, zastanawiając się, czy
pora już wstawać. Spojrzał na drzwi do swojej sypialni, które uchyliły się
lekko. Zza nich wyłoniła się smukła, elfia sylwetka. Młodzik od razu rozpoznał intruza. Jego
ojciec był jasnowłosym, wysokim, chuderlawym mężczyzną, o, jak przystało na
elfa, szpiczastych uszach i mało wyrazistych rysach. Twarz wyglądała młodo,
ojciec skończył dopiero czterdzieści parę lat, miał przed sobą jeszcze, co
najmniej dwieście.
-Rinrilu.- Rzekł czystym, melodyjnym głosem.-
Spóźnisz się na egzaminy.- Dodał twardo, zamykając za sobą drzwi do pokoju
młodzieńca. Testy kwalifikacyjne
odbywały się na każdym kontynencie, w każdej wiosce, następnie wyniki
przesyłane były do Varloht. Tam decydowano o przyjęciu, lub odrzuceniu
studenta.
-Nie idę!- Wyjęczał młodziutki elf, zakrywając
się kołdrą, jakby miało go to uchronić przed rozmową z ojcem. Tak bardzo nie
chciał uczyć się w tej przeklętej akademii, pragnął zostać tutaj i napawać się
widokami rozległych puszczy i kąpanych w słońcu łąk. Nigdy nie lubił czarować,
nigdy nie był w tym dobry. Nie potrafił się skupić na niczym, przez okres
dłuższy niż pięć minut.
-Rinrilu, to nie ja ustalam zasady.- Wyjaśnił
spokojnie mężczyzna.- Jesteś synem Szlachcica i pójdziesz do szkoły, tak, jak
inni. Koniec dyskusji.- Dodał na odchodnym i pozostawił chłopca samego.
Młodzik zerknął na zamykające się drzwi. Był
rozżalony i zły. Nie potrafił czarować! Zepchnął kołdrę na podłogę i wstał z
łóżka. Spojrzał na wielkie lustro, stanowiące jedną ze ścian jego skromnego
pokoju. Widział przed sobą młodziutkiego, niskiego, niebywale drobnego elfa, o
bardzo delikatnych rysach twarzy, ogromnych, jadowito zielonych ślepiach i
kremowej barwy włoskach. Twarz nabrała naburmuszonego wyrazu, delikatnie
zarysowane brwi wygięły się w grymasie niezadowolenia, a kąciki różowych,
drobnych usteczek opadły nieznacznie. Elf nigdy nie zastanawiał się nad swoim
wyglądem, był niewinny i jeszcze nie myślał o miłości. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że był
mało rozgarnięty. Nie potrafił się skupić na jednej rzeczy, był bardzo podatny
na wszelkie sugestie, mimo, iż bardzo temu zaprzeczał i uważał, że posiada
własny punkt widzenia. Westchnął cierpienniczo i zaczął się ubierać…
Rosalle jechał na grzebiecie czarnego rumaka,
nieokiełznanej bestii, której nie cierpiał z całego serca. Mijał łąki i rozległe
lasy, jadąc w miejsce, gdzie odbyć się miały egzaminy wstępne. Nawet cudowne
błękitne niebo nie poprawiało jego podłego humoru, czuł się, jakby kraty
więzienne się za nim zamykały. Koń bez przerwy rzucał głową, próbując zepchnąć z
siebie młodego elfa. Zwierze rinrila, na jego nieszczęście, miało dzisiaj
wymieniane podkowy, więc nie miał innego wyjścia, jak dosiąść czarną kobyłę.
Teraz żałował. Po namyśle, wolał iść pieszo.
Był w połowie drogi, na swoim koniu już dawno by dojechał, ale tą bestię
cały czas trzeba było poganiać. Zwierze parskało i wierzgało. Rinril westchnął
przeciągle.
-Proszę, błagam.- Zaczął złamanym głosem.- Gdy
tam dojedziemy, wypuszczę się.- Dodał. W oczach bestii zabłysnęło coś w rodzaju
kpiny. Rumak stanął na tylnych nogach i skoczył w przód, zrzucając z siebie
młodziutkiego elfa. Ten pisnął wysoko, upadając na ziemię. Spojrzał z
nienawiścią na zwierze, może było to irracjonalne, ale był pewien, że koń
patrzy na niego z wyższością. Rinril, jak każdy elf kochał naturę, a czarny
ogier był jedynym zwierzęciem, do którego nie czuł sympatii. Wstał z ziemi i
otrzepał już mocno pomięte ubranie. Elfy były bardzo schludne, a on w tej
chwili przypominał prędzej bezdomnego, niż dbającego o czystość młodzieńca.
Biała koszula zabarwiła się na zielono przy styku ze świeżą trawą. Chłopak prychnął
i spróbował dosiąść konia, który szybko się odsunął, powodując jego kolejny
upadek. Bestia parsknęła jakby śmiechem, a młody elf uderzył pięścią w ziemię.
Brudny, posiniaczony Rinril, w pomiętej, białej
koszuli stał na korytarzu, rozmyślając o tym, co myślą na jego temat
rówieśnicy, którzy tak samo, jak on, przybyli na egzaminy wstępne. Wyglądali
schludnie, porządnie, jak uczniowie gotowi do nauki. Chwilę potem jego umysł
spostrzegł, że w elfim żołądku jest niebezpiecznie pusto, a sam chłopak był
głodny. Jakąś godzinę temu wybiegł z
domu, zatrzaskując za sobą drzwi, nie jedząc wcześniej śniadania. Postanowił,
że nie chce niczego, co dawałby mu ojciec i matka. Przez chwilę rozmyślał, na co ma największą
ochotę… Na powrót do domu, rzecz jasna. W jego chacie było tak miło, a ostatnio
została wyposażona w nowe gobeliny, naprawdę cudowne. Zellenword była piękną
krainą, chłopiec zawiesił się w myślach na kwiecie, jaki zmiażdżył, gdy upadł na
ziemię… Biedna roślina… Dalej był głodny, a jeszcze bardziej spragniony.
Rozmyślał również nad ucieczką z egzaminów, ale czekałoby go bardzo niemiłe
powitanie w domu. Jego wielkie, zielone
oczy zaobserwowały młodego, rudowłosego elfa, podążającego z uśmiechem w jego
stronę. Na bladych policzkach widniały piegi, a nad nimi osadzone były duże,
ciemnoniebieskie oczy, otoczone wachlarzem długich rzęs. Sylwetka poruszała się
z niesamowitą lekkością, robiła wrażenie niespokojnej, skłonnej do zabawy.
Szpiczaste uszy zdradzały rasę, do jakiej postać należała. Rudzielec przycisnął
do siebie Rinrila i pogłaskał po jasnych włosach. Chwile potem chłopcy odsunęli
się od siebie, a niebieskooki zmierzył Rosalle zniesmaczonym wzrokiem od stóp
do głów.
-Uciekałeś przed stadem Orków?- Zapytał z uśmiechem, opierając się o ścianę.
Rinril prychnął i teatralnie obrócił głowę w
bok, nie patrząc na przyjaciela. Bo właśnie kompanem był dla niego rudowłosy
chłopak, o imieniu Remi. Był niesfornym młodzieńcem, upartym, niegrzecznym,
niespecjalnie czystym, w przeciwieństwie do Rinrila, którego upór objawiał się
raczej w dziecięcy sposób. Remi zawsze potrafił dyrygować młodym Rosalle i
bardzo mu się to podobało. Uważał się za manipulatora, co nie odbiegało od
prawdy.
Na egzaminy wstępne składały się dwie
kategorie. Test mocy i sprawności, oraz ten teoretyczny. Ani jedna, ani druga
dziedzina nie przypadła do gustu młodemu Rosalle, który w myślach powtarzał
sobie, jak bardzo nie cierpi swojej rodziny za szlacheckie pochodzenie. Siedział
teraz w ławce. Świetliki, zamknięte w szklanej puszce raziły go po oczach, a
dźwięk uderzania ołówka o papier wprowadzał go w stan apatii. Jego wzrok zawisł
na pierwszym pytaniu testu. Brzmiało ono „Jak nazywał się pierwszy Władca
Lordwall?” A do czego potrzebna była mu ta wiedza? Czy nie ważniejsze jest to,
co stanie się w przyszłości? Istoty mówią, by przeć w przód, a nie cofać się do
tyłu! Przeniósł uwagę na kolejne pytanie. „Jakie cechy najwyżej ceni się wśród
złotych smoków?” Rinril zaśmiał się gorzko i opadł na ławkę. Nie miał pojęcia.
Nigdy nie przejmował się nauką, za każdym razem, gdy ojciec przypominał mu o
niej, chłopiec jakby się wyłączał i odchodził w inny świat. Nie zależało mu na
nauce w uczelni, ale nie chciał przynieść rodzinie wstydu. Mimo wszystko,
zmuszony był zgadywać. Ponoć elfom sprzyjało szczęście…
Rinril stał na środku sali, na małym, okrągłym
placu, ozdobionym jakimiś symbolami. Dookoła widział szare, kamienne ściany,
kilka szklanych żyrandoli, oraz grupkę młodziutkich elfiątek, czekających na
swoją kolej. Przed chwilą egzaminator wyczytał jego nazwisko, co zmusiło go do
wyjścia na środek. Musiał pokazać, co potrafił. Nic nie umiał! Mężczyzna, który
go wywołał, spoglądał na niego wyczekująco, jakby nie wiedząc, kiedy młodzik
zacznie. Nie miał pojęcia, że Rosalle starał się użyć mocy od kilku chwil.
Chłopiec spojrzał na ziemię, powoli, łagodnym ruchem zaczęła kiełkować z niej
drobna roślina. Stanęła w miejscu, mierząc nie więcej, niż dwa centymetry
wysokości. Rinril zagryzł wargi i spojrzał błagalnie na egzaminatora, by dał mu
dużo punktów. Nagle poczuł, jak ziemia zaczyna drżeć, spojrzał przestraszony na
swoje dzieło, które błyskawicznie zaczęło rosnąć i stało się ogromnym drzewem.
Baobab rozrósł się i omal nie przygniótł go jedną z gałęzi. Rinril odskoczył z
piskiem, a egzaminator spojrzał na niezdziwiony. Roślina była potężna, o
zadziwiająco grubym pniu i gęstych, drobnych, zielonych listkach. Sam Rosalle
zastanawiał się przez chwilę, jak udało mu się tego dokonać, chwilę potem
zmrużył oczy i spojrzał na rudowłosego przyjaciela, Remiego, który uśmiechał
się szeroko i unosił kciuk do góry. Reszta adeptów patrzyła z podziwem na
dzieło Rinrila, a raczej jego przyjaciela. Zielonooki prychnął, dając do
zrozumienia, że poradziłby sobie sam, choć naprawdę nigdy by mu się nie udało…
Od Autora:
No, moje skarby, rozdział 1 gotowy. Obiecuję,
że z czasem rozdziały staną się dłuższe, tak samo, jak na moim pierwszym blogu.
Chyba muszę trochę poczekać, aż to opowiadanie stanie się choć trochę
popularne, już nauczyłam się cierpliwości. Miłego dnia.
Czytałam już i to, i „Czas Lodu”, ale wtedy było tu tylko kilka rozdziałów. Nie cierpie tego trwania w niewiedzy, co dalej oczekując kolejnego rozdziału, tako więc dopiero teraz zabieram się znowu za Twoje opowiadania, od początku. I zamierzam wytykać wszystkie literówki, jakie znajdę. Nie obraź się, bo piszesz świetnie, ale zawsze musi znaleźć się jakiś krytyk wynajdujący wszelkie pomyłki :P W tym rozdziale znalazłam całą jedną literówkę: „ Wstał z ziemi i odszeptał już mocno pomięte ubranie.” - tam na pewno powinno być „odszeptał”? ^.^'
OdpowiedzUsuńZapowiada się fajnie, ale jako miłośniczka koni błagam- albo kobyła albo ogier. Nie da się być kobietą i facetem jednocześnie to i karusek nie może być ogierem i klaczą naraz ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńLubię świety alternatywne.
Pozdrawiam.