sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 1 - "Magiczne Wyzwania"


Kraina Zellenword od niepamiętnych czasów zachwycała swym naturalnym pięknem. Wysokie, niesamowicie zielone drzewa, łąki i kolorowe krzewy, ukryte pod zawsze błękitnym, bezchmurnym sklepieniem tworzyły jej krajobraz. Mieszkały tutaj najróżniejsze stworzenia. Występowały centaury, krasnoludy, skrzaty, a na skrajach kontynentu dało się niekiedy zauważyć demona, lub podobną istotę. Największą część społeczeństwa stanowiły jednak elfy, żyjące w bezwarunkowej miłości do wszystkiego, co łączyło się z naturą.  Stały na straży swoich sadów i wiosek. Te delikatne stworzenia były łagodne, dążyły do pokoju i przyjaźni, zawsze były gotowe wyciągnąć rękę, jako pierwsze, uchodziły za bardzo ugodowe. Poza jednym, małym wyjątkiem, Rinrilem Rosalle, który najwidoczniej nie miał zamiaru ustąpić i uparcie odmawiał zabrania udziału w egzaminach wstępnych do uczelni w Varloht. Leżał teraz w swym łóżku, jak zawsze z rana, odmawiając modlitwę do matki natury. Przewracał się z boku na bok, zastanawiając się, czy pora już wstawać. Spojrzał na drzwi do swojej sypialni, które uchyliły się lekko. Zza nich wyłoniła się smukła, elfia sylwetka.  Młodzik od razu rozpoznał intruza. Jego ojciec był jasnowłosym, wysokim, chuderlawym mężczyzną, o, jak przystało na elfa, szpiczastych uszach i mało wyrazistych rysach. Twarz wyglądała młodo, ojciec skończył dopiero czterdzieści parę lat, miał przed sobą jeszcze, co najmniej dwieście.

-Rinrilu.- Rzekł czystym, melodyjnym głosem.- Spóźnisz się na egzaminy.- Dodał twardo, zamykając za sobą drzwi do pokoju młodzieńca.  Testy kwalifikacyjne odbywały się na każdym kontynencie, w każdej wiosce, następnie wyniki przesyłane były do Varloht. Tam decydowano o przyjęciu, lub odrzuceniu studenta.

-Nie idę!- Wyjęczał młodziutki elf, zakrywając się kołdrą, jakby miało go to uchronić przed rozmową z ojcem. Tak bardzo nie chciał uczyć się w tej przeklętej akademii, pragnął zostać tutaj i napawać się widokami rozległych puszczy i kąpanych w słońcu łąk. Nigdy nie lubił czarować, nigdy nie był w tym dobry. Nie potrafił się skupić na niczym, przez okres dłuższy niż pięć minut.

-Rinrilu, to nie ja ustalam zasady.- Wyjaśnił spokojnie mężczyzna.- Jesteś synem Szlachcica i pójdziesz do szkoły, tak, jak inni. Koniec dyskusji.- Dodał na odchodnym i pozostawił chłopca samego.

Młodzik zerknął na zamykające się drzwi. Był rozżalony i zły. Nie potrafił czarować! Zepchnął kołdrę na podłogę i wstał z łóżka. Spojrzał na wielkie lustro, stanowiące jedną ze ścian jego skromnego pokoju. Widział przed sobą młodziutkiego, niskiego, niebywale drobnego elfa, o bardzo delikatnych rysach twarzy, ogromnych, jadowito zielonych ślepiach i kremowej barwy włoskach. Twarz nabrała naburmuszonego wyrazu, delikatnie zarysowane brwi wygięły się w grymasie niezadowolenia, a kąciki różowych, drobnych usteczek opadły nieznacznie. Elf nigdy nie zastanawiał się nad swoim wyglądem, był niewinny i jeszcze nie myślał o miłości.  Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że był mało rozgarnięty. Nie potrafił się skupić na jednej rzeczy, był bardzo podatny na wszelkie sugestie, mimo, iż bardzo temu zaprzeczał i uważał, że posiada własny punkt widzenia. Westchnął cierpienniczo i zaczął się ubierać…

 

Rosalle jechał na grzebiecie czarnego rumaka, nieokiełznanej bestii, której nie cierpiał z całego serca. Mijał łąki i rozległe lasy, jadąc w miejsce, gdzie odbyć się miały egzaminy wstępne. Nawet cudowne błękitne niebo nie poprawiało jego podłego humoru, czuł się, jakby kraty więzienne się za nim zamykały. Koń bez przerwy rzucał głową, próbując zepchnąć z siebie młodego elfa. Zwierze rinrila, na jego nieszczęście, miało dzisiaj wymieniane podkowy, więc nie miał innego wyjścia, jak dosiąść czarną kobyłę. Teraz żałował. Po namyśle, wolał iść pieszo.  Był w połowie drogi, na swoim koniu już dawno by dojechał, ale tą bestię cały czas trzeba było poganiać. Zwierze parskało i wierzgało. Rinril westchnął przeciągle.

-Proszę, błagam.- Zaczął złamanym głosem.- Gdy tam dojedziemy, wypuszczę się.- Dodał. W oczach bestii zabłysnęło coś w rodzaju kpiny. Rumak stanął na tylnych nogach i skoczył w przód, zrzucając z siebie młodziutkiego elfa. Ten pisnął wysoko, upadając na ziemię. Spojrzał z nienawiścią na zwierze, może było to irracjonalne, ale był pewien, że koń patrzy na niego z wyższością. Rinril, jak każdy elf kochał naturę, a czarny ogier był jedynym zwierzęciem, do którego nie czuł sympatii. Wstał z ziemi i otrzepał już mocno pomięte ubranie. Elfy były bardzo schludne, a on w tej chwili przypominał prędzej bezdomnego, niż dbającego o czystość młodzieńca. Biała koszula zabarwiła się na zielono przy styku ze świeżą trawą. Chłopak prychnął i spróbował dosiąść konia, który szybko się odsunął, powodując jego kolejny upadek. Bestia parsknęła jakby śmiechem, a młody elf uderzył pięścią w ziemię.

 

Brudny, posiniaczony Rinril, w pomiętej, białej koszuli stał na korytarzu, rozmyślając o tym, co myślą na jego temat rówieśnicy, którzy tak samo, jak on, przybyli na egzaminy wstępne. Wyglądali schludnie, porządnie, jak uczniowie gotowi do nauki. Chwilę potem jego umysł spostrzegł, że w elfim żołądku jest niebezpiecznie pusto, a sam chłopak był głodny.  Jakąś godzinę temu wybiegł z domu, zatrzaskując za sobą drzwi, nie jedząc wcześniej śniadania. Postanowił, że nie chce niczego, co dawałby mu ojciec i matka.  Przez chwilę rozmyślał, na co ma największą ochotę… Na powrót do domu, rzecz jasna. W jego chacie było tak miło, a ostatnio została wyposażona w nowe gobeliny, naprawdę cudowne. Zellenword była piękną krainą, chłopiec zawiesił się w myślach na kwiecie, jaki zmiażdżył, gdy upadł na ziemię… Biedna roślina… Dalej był głodny, a jeszcze bardziej spragniony. Rozmyślał również nad ucieczką z egzaminów, ale czekałoby go bardzo niemiłe powitanie w domu.  Jego wielkie, zielone oczy zaobserwowały młodego, rudowłosego elfa, podążającego z uśmiechem w jego stronę. Na bladych policzkach widniały piegi, a nad nimi osadzone były duże, ciemnoniebieskie oczy, otoczone wachlarzem długich rzęs. Sylwetka poruszała się z niesamowitą lekkością, robiła wrażenie niespokojnej, skłonnej do zabawy. Szpiczaste uszy zdradzały rasę, do jakiej postać należała. Rudzielec przycisnął do siebie Rinrila i pogłaskał po jasnych włosach. Chwile potem chłopcy odsunęli się od siebie, a niebieskooki zmierzył Rosalle zniesmaczonym wzrokiem od stóp do głów.

-Uciekałeś przed stadem Orków?-  Zapytał z uśmiechem, opierając się o ścianę.

Rinril prychnął i teatralnie obrócił głowę w bok, nie patrząc na przyjaciela. Bo właśnie kompanem był dla niego rudowłosy chłopak, o imieniu Remi. Był niesfornym młodzieńcem, upartym, niegrzecznym, niespecjalnie czystym, w przeciwieństwie do Rinrila, którego upór objawiał się raczej w dziecięcy sposób. Remi zawsze potrafił dyrygować młodym Rosalle i bardzo mu się to podobało. Uważał się za manipulatora, co nie odbiegało od prawdy.

 

Na egzaminy wstępne składały się dwie kategorie. Test mocy i sprawności, oraz ten teoretyczny. Ani jedna, ani druga dziedzina nie przypadła do gustu młodemu Rosalle, który w myślach powtarzał sobie, jak bardzo nie cierpi swojej rodziny za szlacheckie pochodzenie. Siedział teraz w ławce. Świetliki, zamknięte w szklanej puszce raziły go po oczach, a dźwięk uderzania ołówka o papier wprowadzał go w stan apatii. Jego wzrok zawisł na pierwszym pytaniu testu. Brzmiało ono „Jak nazywał się pierwszy Władca Lordwall?” A do czego potrzebna była mu ta wiedza? Czy nie ważniejsze jest to, co stanie się w przyszłości? Istoty mówią, by przeć w przód, a nie cofać się do tyłu! Przeniósł uwagę na kolejne pytanie. „Jakie cechy najwyżej ceni się wśród złotych smoków?” Rinril zaśmiał się gorzko i opadł na ławkę. Nie miał pojęcia. Nigdy nie przejmował się nauką, za każdym razem, gdy ojciec przypominał mu o niej, chłopiec jakby się wyłączał i odchodził w inny świat. Nie zależało mu na nauce w uczelni, ale nie chciał przynieść rodzinie wstydu. Mimo wszystko, zmuszony był zgadywać. Ponoć elfom sprzyjało szczęście…

 

Rinril stał na środku sali, na małym, okrągłym placu, ozdobionym jakimiś symbolami. Dookoła widział szare, kamienne ściany, kilka szklanych żyrandoli, oraz grupkę młodziutkich elfiątek, czekających na swoją kolej. Przed chwilą egzaminator wyczytał jego nazwisko, co zmusiło go do wyjścia na środek. Musiał pokazać, co potrafił. Nic nie umiał! Mężczyzna, który go wywołał, spoglądał na niego wyczekująco, jakby nie wiedząc, kiedy młodzik zacznie. Nie miał pojęcia, że Rosalle starał się użyć mocy od kilku chwil. Chłopiec spojrzał na ziemię, powoli, łagodnym ruchem zaczęła kiełkować z niej drobna roślina. Stanęła w miejscu, mierząc nie więcej, niż dwa centymetry wysokości. Rinril zagryzł wargi i spojrzał błagalnie na egzaminatora, by dał mu dużo punktów. Nagle poczuł, jak ziemia zaczyna drżeć, spojrzał przestraszony na swoje dzieło, które błyskawicznie zaczęło rosnąć i stało się ogromnym drzewem. Baobab rozrósł się i omal nie przygniótł go jedną z gałęzi. Rinril odskoczył z piskiem, a egzaminator spojrzał na niezdziwiony. Roślina była potężna, o zadziwiająco grubym pniu i gęstych, drobnych, zielonych listkach. Sam Rosalle zastanawiał się przez chwilę, jak udało mu się tego dokonać, chwilę potem zmrużył oczy i spojrzał na rudowłosego przyjaciela, Remiego, który uśmiechał się szeroko i unosił kciuk do góry. Reszta adeptów patrzyła z podziwem na dzieło Rinrila, a raczej jego przyjaciela. Zielonooki prychnął, dając do zrozumienia, że poradziłby sobie sam, choć naprawdę nigdy by mu się nie udało…

 

Od Autora:

No, moje skarby, rozdział 1 gotowy. Obiecuję, że z czasem rozdziały staną się dłuższe, tak samo, jak na moim pierwszym blogu. Chyba muszę trochę poczekać, aż to opowiadanie stanie się choć trochę popularne, już nauczyłam się cierpliwości. Miłego dnia.

 

3 komentarze:

  1. Czytałam już i to, i „Czas Lodu”, ale wtedy było tu tylko kilka rozdziałów. Nie cierpie tego trwania w niewiedzy, co dalej oczekując kolejnego rozdziału, tako więc dopiero teraz zabieram się znowu za Twoje opowiadania, od początku. I zamierzam wytykać wszystkie literówki, jakie znajdę. Nie obraź się, bo piszesz świetnie, ale zawsze musi znaleźć się jakiś krytyk wynajdujący wszelkie pomyłki :P W tym rozdziale znalazłam całą jedną literówkę: „ Wstał z ziemi i odszeptał już mocno pomięte ubranie.” - tam na pewno powinno być „odszeptał”? ^.^'

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się fajnie, ale jako miłośniczka koni błagam- albo kobyła albo ogier. Nie da się być kobietą i facetem jednocześnie to i karusek nie może być ogierem i klaczą naraz ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ciekawie.
    Lubię świety alternatywne.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń